Przedstawiam mój trzeci zbiornik. Powstał w godzinę, ale jego historia sięga daleko wstecz i wypada ją najpierw opowiedzieć.
Kiedy byłem świeżo upieczonym akwarystą, wychowanym na forum bojownikowym, tam właśnie pierwszy raz zobaczyłem kolcobrzuchy karłowate. Wiedziałem, że na razie to nie moja liga, trzeba się najpierw wiele nauczyć, poczytać i poczekać, ale jakieś kroki można w tym kierunku od razu poczynić. Dlatego przestałem wyrzucać odławiane przy podmianach zatoczki, rozdętki i kawałki i szczątki roślin, a mchów w szczególności i pakowałem to wszystko do plastikowego pudełka po lizakach. Podmieniałem połowę wody raz w tygodniu na twardą kranówkę, dorzucałem znowu co nieco i tak to sobie trwało. Czasem, jak mnie sumienie ruszyło, dokarmiałem. W międzyczasie kupiłem okazyjnie akwarium sześciokątne, które stało i się kurzyło, aż do czasu wystawy storczykowej w Sosnowcu, gdzie zadebiutowało w takiej postaci:

To był kwiecień 2014r. Wracając do słoika ze ślimakami, zrobiło się ciepło, a ja zapomniałem kiedyś o podmianie. Smród okropny, ale towarzystwo żywe, więc, aby uniknąć kolejnych niespodzianek, a zadowolić rośliny na balkonie, całość, po przepłukaniu wylądowała w wiadrze i na dworze, gdzie regularnie, przez resztę wiosny i całe lato stało sobie w słońcu, a ja miąchając patykiem, podmieniałem prawie całą wodę i podlewałem kwiatki.

Incydent ze śmierdzącą wodą zdarzył się jeszcze tylko raz. Ślimaki żyły, z resztą nie tylko one, bo i małżoraczki się zalęgły do spółki z komarami, którymi to próbowałem karmić sumiki. Niestety, te ich jeść specjalnie nie chciały, a ja miałem dość insektów wylatujących znienacka spod pokrywy. Przez ten czas trafiały tam też zaglonione mchy, żeby ślimaki z głodu nie padły, suBwassertang również, a jako całość na słońcu pięknie bąblowało. I rosło. Myślałem, co ja z tym zrobię. Wyrzucić szkoda, bo ładne, dać komuś nie bardzo, bo raz, że glony, a dwa, milion ślimaków. Ale było jeszcze ciepło.
Aż tu nagle Siostra mnie obdarowała dwoma kawałkami anubiasa. Dużego anubiasa. Że dostała, a nie ma gdzie trzymać, że mam sprzedać, jak nie włożę do akwarium, a później, żeby nie sprzedawać, bo się jej kawałek rozpuszcza, a ona jeszcze by chciała, ale nie teraz itd.... Szkoda by było, bo roślina ładna, ale po tygodniu w wiaderku na dworze zaczęła blednąć i zimne noce przyszły, więc z dnia na dzień decyzja zapadła i doszło do rękoczynów.
Akwarium: sześciokątne, 18x34cm czyli około 28,6 l, założone 13.09.2014r
Pokrywa: z zestawu, wycięta "buła" od żarówki (miały być ledy) , wyklejona folią odblaskową.
Oświetlenie: żarówka kompaktowa biała zimna, niby 20W, ale chyba w urojeniach chińskiego producenta, najpierw swobodnie leżąca na szybie od skanera, ostatnio już w wieszaku samoróbce, uszczelniona silikonem ze wszystkich możliwych stron, bo od strony kijowo zalanych rurek wyzierała elektronika, a że zauważyłem dopiero, jak na drugi dzień po zmontowaniu melodyjnie skwierczała, mea culpa. Jest jeszcze nocne led aquaela, które miało być w dużym, ale wolę kiedy sumy jednak nocą się nie kryją, więc wylądowało tutaj, ale jeszcze nie jest ustawione na właściwej pozycji.
Woda: deszczówka, ale na razie bez takich fanaberii jak dodatkowa filtracja. Może później. Zalane w 1/3 z wiadra z zatoczkami, Zupy i świeżo nałapanej. Podmiany co tydzień, maksymalnie 5 litrów.
Filtracja: Fan 2+ bez modyfikacji, choć przy pierwszym czyszczeniu będzie zmodyfikowany o damską pończochę, żeby krewetki nie założyły kolonii wewnątrz, jak drzewiej bywało, i nie migały się od roboty, oraz o koszyk po roślinie i trochę lawy, jak się zmieści do środka i do koszyka. Gąbka służyła wcześniej jako prefiltr w Zupie, więc dojrzała.
Ogrzewanie: na razie brak, choć grzałka 25W z termostatem jest w pogotowiu. Temperatura na razie w granicach 20st.
CO2: brak i raczej nie
Nawożenie: zatoczki i więcej raczej nie
Parametry wody: pH 7,2, GH 7, KH 3.
Podłoże: piasek z rzeki, zbierany własnoręcznie, dawno temu gotowany.
Kamienie: z innej rzeki, zbierane własnoręcznie i taszczone własnoplecnie przy okazji grzybobrania
Korzenie: niepreparowane z tej pierwszej rzeki, wyciągane spod brzegu i z mułu, z racji tego, że suszyły się od zeszłego roku, sklejone na gorąco i tymczasowo dociążone.
Rośliny: dwa kawały anubiasa n-n i resztki z dużego akwarium: dużo mchu "chyba christmass", suBwassertanga, kawałek rogatka. Co jeszcze się przedostało, wyjdzie w praniu.
Zwierzęta: zatoczki w ilościach XXX, rozdętki w ilościach XX, przytuliki, małżoraczki i widoczne już wypławki, odpadowe krewetki red cherry z Zupy.
Ślimaki zamieszkały od razu, krewetki wpuszczone po tygodniu.
Po założeniu i do dziś nie było żadnego zmętnienia, pleśni na korzeniach i wszelkich przypadłości świeżo założonego zbiornika. Akwarium wygląda tak, jak trzy tygodnie temu, pomijając nowe liście na anubiasie i ilość kup na piasku. Glony od święta w postaci spirulinowych pałeczek.
Zakładanie:


Produkt prawie finalny:

A tak jest na dziś. Jutro podmiana i sprawdzę, czy korzenie można dociążyć czymś mniejszym, coby prawego anubiasa niżej posadzić.



A tak wygląda pokrywa:

Chyba nie wyszło najgorzej, jedynie lekko mi się ciśnienie podnosi, jak siedząc przed zbiornikiem widzę trzy filtry...
Od jutra zaczynam się rozglądać nad rybami. Docelowo i tak mają być kolcobrzuchy, ale znając moje szczęście, szybko do tego nie dojdzie, a w paczce ich nie chcę zamawiać. Dlatego myślę też o haremie 1+2 szczupieńczyka karłowatego, proporczykowca dwupręgiego, babki osy lub parce głowaczyków barwnych. Żadnych żyworódek, krytyka i inne propozycje mile widziane.