Witam,
skoro już popełniłem jeden temat w dziale Inne hobby - który dotyczył kurczaków, to i przyszedł czas by przyznać się do innego mojego nie akwarystycznego zajęcia (bo trudno to nazwać hobby - no ale absorbowało kiedyś część mojego czasu a efekty sprawiały radość więc coś jest na rzeczy).
Przyznam się więc, że mój umysł ścisły zawsze był nastawiony na podejście inżynieryjne i projektowanie. Tak więc w pracy przenosi się to na elektronikę, w akwarystyce na projektowanie aranżacji (tak to nazwijmy - amatorsko) a oprócz tego trochę interesuję się również projektowaniem ogrodów i ogólnie ogrodnictwem, szkółkarstwem, sadownictwem i wieloma tematami pokrewnymi z tym związanymi.
Nie mam dużej wiedzy ale każdy taki temat chętnie "chłonę jak gąbka".
Sprzyja temu miejsce zamieszkania (teraz całkowita wieś, a kiedyś malutkie miasto - prawie jak wieś lub peryferia większego miasta - z własnym ogrodem itp).
Ale tutaj pokażę w jaki sposób udało mi się w sposó wegetatywny (przez sadzonkowanie) rozmnożyć spore ilości iglaków (liczone w sumie już w liczbach 4-cyfrowych).
Początki były trudne i z dużymi niepowodzeniami ale nie poddawałem się i próbowałem by dojść do jako takiego dobrego wyniku (do profesjonalnych szkółek mi daleko ale nie o to chodzi).
Motywacją do działania był fakt, że mam działkę o powierzchni ok 1 hektara, na której od kilku lat razem z żoną planowaliśmy zbudować dom (plan ruszył ostatnio). Działka jest ładnie położona ale w - powiedzmy sobie szczerze - szczerym polu w środku lasu. Sąsiednie zabudowania to odległość kilkuset metrów minimum.
Zaplanowałem sobie więc, by kiedyś to wszystko ogrodzić (prawie 500mb płotu) i obsadzić żywopłotem (zwłaszcza od strony lasu i pola) by zimą nie "hulały przeciągi i zamiecie" oraz by zwięrzęta leśne nie robiły sobie u mnie stołówki.
Krótki szacunek i okazało się, że obsadzenie tego nawet malutkimi roślinkami to spory wydatek (zwłaszcza w czasie budowy domu kiedy każdy wydatek jest spory). Tak więc mój zmysł wczesnego przewidywania zadziałał i postanowiłem (ponad 5-6 lat temu), że skoro jest czas i jest na to miejsce to czemu by sobie samemu nie rozmnożyć drzewek.
W końcu kilkanaście tys złotych (jak policzyłem) ulicą nie chodzi.
Na zdjęciach widać ostatnie efekty (oprócz tego było sporo roślin z pierwszych lat, które już są teraz wielkości kilku metrów ale to porozdawałem znajomym, rodzinie i wsadziłem w różne miejsca bo za wcześnie na nie było a nie były to na tyle duże ilości by pokryć moje potrzeby).
Teraz obecnie mam:
- kilkaset (ok 500) drzewek żywotnika zachodniego - thuji aurescens (które będą na tyłach działki) różnej wielkości ale największe ok 1m
- kilkaset (300-400) drzewek thuji szmaragd (wysokość ok 80cm) i jeszcze ok 100 mniejszych
- kilkadziesiąt drzewek thuji globosa
- kilkanaście drzewek thiji rheingold
Inne przypadkowe odmiany wydałem bo nie pasowały do mojej koncepcji.
Teraz planuję wejść na wyższy poziom i próbować z jałowcami Wiltonii - nie chcę w przyszłości godzinami kosić hektara trawników więc trzeba to jakoś zaaranżować by się samo robiło
Opróćz tego różne szlachetne odmiany berberysów (zwłaszcza odmian kolumnowych) - w tym roku podjąłem pierwszą próbę ale odsetek jest bardzo mały - no ale pierwsze koty za płoty. Berberysy będą mi potrzebne do wytyczenia malutkich żywopłotów na rabatach jak i obsadzenia szpalerów wzdłuż ścieżek i do wielu innych zastosowań.
Poza tym chcę popróbować swoich sił ze szczepieniem na podkładkach. Do tego celu zacząłem hodować formy pienne trzmielin, na których chcę zaszczepić formy kuliste ale tutaj na razie nie ma się czym chwalić.
Oto zdjęcia:
thuje aurescens - bardzo słąbe zdjęcie i nienajciekawsza forma bo robione wiosną jak były trochę połamane ale może zrobię później lepsze - w tym roku bardzo dużo urosły i obawiam się, że będą mnie poganiać jeśli chodzi o przesadzenie na miejsce docelowe:
A tutaj szmaragdy parę miesięcy temu - teraz niektóre są 2 razy wyższe:
Jak widać sadzonki rosną na agrowłókninie - trzeba sobie jakoś życie ułatwiać bo inaczej nie nadążyłbym plewić - skończył bym z jednej strony to musiałbym iść na początek
A tak to teraz nie wymaga prawie żadnej pracy - mam system podlewania z mechanicznym wyłącznikiem więc jak jest sucho to tylko czasem włączę i jadę do pracy - samo się podleje i skończy w swoim czasie.
Jedynie muszę co jakiś czas je rozsadzać bo się za gęsto robi - na początku nie przewidziałem, że tak to pójdzie i zająłem małą grządkę a teraz powierzchnia, którą zabieram z sąsiadującego pola co roku się powiększa - ale do czasu aż wszystko przeniosę na miejsce docelowe (mam nadzieję, że za 2-3 lata).
Z tego wszystkiego najbardziej cieszy i daje największą satysfakcję fakt, że każde z tych drzewek własnymi rękami wyhodowałem od malutkiej sadzonki - co jest powodem mojej dumy i mam nadzieję, że kiedyś będą cieszyć oko w moim ogrodzie.
Czy ktoś ma jeszcze podobne doświadczenie - chętnie poczytam, wymienię się doświadczeniami lub podpowiem to i owo.
Thuje
- jabluszko520
- Użytkownik
- Posty: 277
- Rejestracja: 01 października 2013, 22:26
- Płeć: Ona
Re: Thuje
łał, podziwiam i przede wszystkim gratuluję
Re: Thuje
Na samym początku przygody z iglakami a i owszem (również z małżonką ) poczyniliśmy próby jak najbardziej udane jeżeli chodzi o rozmnażanie z sadzonek iglaków. Ówcześnie zgodnie z tym co doczytaliśmy pobraliśmy szczepkę z rośliny matecznej wiosną, kiedy jest puszczone nowe odnóże, oderwane razem z małym "zadziorem" trochę ukorzeniacza i do mieszanki torfu z piaskiem. Całość do tunelu z folii, testowaliśmy białą w miarę przeźroczystą oraz żółtą budowlaną. Żółta okazała się lepsza być może ze względu na to, że była grubsza i lepiej trzymała wilgoć. Do tego nawilżanie wnętrza plus spryskiwacz i daliśmy radę.
W sumie pozyskaliśmy kilkanaście sztuk, które zasadziliśmy docelowo na działce. Ostatecznie zrezygnowałem z rozsadzania i dokupuję po kilka (naście) sztuk rocznie i sukcesywnie dosadzamy. Jeżeli chodzi o "łatwość" rozmnażania to osobiście preferuję tuję brabant i szmaragd oraz cisy. Jednego z cisów udało się rozmnożyć banalnie. Podczas sadzenia ułamałem przypadkowo kawałek gałązki i wcisnąłem ją bezpośrednio w ziemię. W tej chwili ta "końcówka" wetknięta ma wysokość około 70 cm (6 lat). Czasami mi się zdarza w terenie wiosną "skubnąć" kawałek gałązki i rozsadzić ale nie robię tego w ilościach hurtowych a bardziej "kolekcjonerskich). Sosny, jodły i świerki się raczej nie nadają do sadzonkowania tutaj się posiłkowałem doświadczeniami innych i nie próbowłąem łamać stereotypów. W planach jeszcze zakup nasion metasekwoji chińskiej
W sumie pozyskaliśmy kilkanaście sztuk, które zasadziliśmy docelowo na działce. Ostatecznie zrezygnowałem z rozsadzania i dokupuję po kilka (naście) sztuk rocznie i sukcesywnie dosadzamy. Jeżeli chodzi o "łatwość" rozmnażania to osobiście preferuję tuję brabant i szmaragd oraz cisy. Jednego z cisów udało się rozmnożyć banalnie. Podczas sadzenia ułamałem przypadkowo kawałek gałązki i wcisnąłem ją bezpośrednio w ziemię. W tej chwili ta "końcówka" wetknięta ma wysokość około 70 cm (6 lat). Czasami mi się zdarza w terenie wiosną "skubnąć" kawałek gałązki i rozsadzić ale nie robię tego w ilościach hurtowych a bardziej "kolekcjonerskich). Sosny, jodły i świerki się raczej nie nadają do sadzonkowania tutaj się posiłkowałem doświadczeniami innych i nie próbowłąem łamać stereotypów. W planach jeszcze zakup nasion metasekwoji chińskiej
"Wielkość człowieka polega na jego świadomości bycia małym" - "Myśli" Blaise Pascal
- MarSz
- Użytkownik
- Posty: 3892
- Rejestracja: 19 listopada 2012, 09:38
- Płeć: On
- Lokalizacja: Lubliniec/Częstochowa
Re: Thuje
Widziałeś pewnie tylko kawałek poletka przed garażami. Jest więcej za garażami a poza tym w osobnym miejscu mam sadzonki tegoroczne - tych jest najwięcej w malutkich doniczkach (P9) - wiosną wędrują na to poletko ale w przyszłym roku będe chyba musiał większy obsar zagospodarowaćBig daddy pisze:Tak kojarzę to poletko nawet jak zatrzymalismy się u Ciebie po graty, jadąc na Zoobotanikę to oddawaliśmy tam mo.... eee nie nic
Zartuję babcia pilnowała
Robię podobnie ale trochę zmodyfikowałem ten proces (czyt. poszedłem na łątwiznę wychodząc z założenia, że lepiej zrobić więcej to i nawet przy mniejszym odsetku i tak wyjdzie sporo niż się cały rok starać i kombinować, chuchać, dmuchać by uzyskać jakąś ilość).Red pisze:Ówcześnie zgodnie z tym co doczytaliśmy pobraliśmy szczepkę z rośliny matecznej wiosną, kiedy jest puszczone nowe odnóże, oderwane razem z małym "zadziorem" trochę ukorzeniacza i do mieszanki torfu z piaskiem. Całość do tunelu z folii, testowaliśmy białą w miarę przeźroczystą oraz żółtą budowlaną. Żółta okazała się lepsza być może ze względu na to, że była grubsza i lepiej trzymała wilgoć. Do tego nawilżanie wnętrza plus spryskiwacz i daliśmy radę.
Pobieram zarówno z wiosny jak i z jesieni (z jesieni - wrzesień - nawet lepiej wychodzą bo już lekko zdrewniałe).
Sadzę do zwykłej ziemi (ale mam bardzo biedną glebę - piaskową więc zupełnie przypadkiem mam coś jakby mieszankę piasku z torfem) do większych doniczek. Ziemię ubijam, robię dziurki co 1cm, sadzonki w ukorzeniacz i do dziurek i dociskam.
Nawet jak z tego wyjdzie 50% to w takiej doniczce i tak wchodzi 100-200 sadzonek.
Doniczki wstawiam w krzaki, gdzie roślinki są zagłuszone przez różne chwasty, gałęzie i ogólnie nie dociera za bardzo słońce. Jest tam w miarę chłodno i wilgotno. I zapominam o nich na kilka miesięcy (jak robię to jesienią to nawet na zimę - bez jakiegoś specjalnego ocieplania - śnieg jest najlepszym izolatorem a miesce zaciszne więc nie przewieje ich).
Te co się nie ukorzeniły - wyrzucam (pierwsza naturalna selekcja w kierunku silnych sadzonek a nie staranie się by uratować nawet najbiedniejsze chuchro, które potem będzie sprawiało problemy).
Te co się ukorzeniły czeka różny los (zależnie od tego jak jestem z czasem).
Czasem najpierw wędrują do doniczek P9, a czasem (jak jest wiosna czyli te z jesiennego ukorzeniania) prosto w glebę. Takie przesadzenie już tylko niewielki odsetek nie przeżyje - te co zostały są już prawie na mecie.
Tak sobie rosną, bez nawożenia, często podlewam jak jest sucho (bo w tym miejscu już są na pełnej wystawie słonecznej). Jak są za gęsto to albo rozsadzam (co jest kłopotliwe) lub (jak to możliwe) formuję i przycinam - w ten sposób sztucznie spowalniam ich wzrost - zwłaszcza tych co za szybko pędzą by mieć wszystkie w miarę równomierne.
Też bym tak robił, ale potrzebuję ilości wręcz hurtowe a na to mnie nie stać.Red pisze: W sumie pozyskaliśmy kilkanaście sztuk, które zasadziliśmy docelowo na działce. Ostatecznie zrezygnowałem z rozsadzania i dokupuję po kilka (naście) sztuk rocznie i sukcesywnie dosadzamy.
Potwierdzam - choć brabantów nie lubię za bardzo bo szybko i obficie szyszkują i nie są zwarte a wymagają sporej ingerencji później. Wolę podobne jeśli chodzi o tempo wzrostu a łądniejsze w pokroju i mniej szyszkujące aurescens.Red pisze: Jeżeli chodzi o "łatwość" rozmnażania to osobiście preferuję tuję brabant i szmaragd oraz cisy.
Szmaragdy oczywiście są dużo ładniejsze, łatwo się ukorzeniają ale tempo wzrostu mają dużo mniejsze (co w zależności od przeznaczenia może być i wadą i zaletą).
A przy okazji szmaragdów - w poprzednim poscie zapomniałem dodać, że w tym roku udało mi się ukorzenić kilkadziesiąt sztuk tzw. Thuji Teddy - gałązki i kolor jak szmaragd ale bardzo miniaturowy kulisty pokrój. Ciekawe czy sadzonki będą trzymały ten pokrój.
Ja chcę wychodować kilka sosenek a'la bonsai ale z samosiejek bo ukorzenianie to nie takie łatwe - lepiej już przez szczepienie podobno.Red pisze: Sosny, jodły i świerki się raczej nie nadają do sadzonkowania tutaj się posiłkowałem doświadczeniami innych i nie próbowłąem łamać stereotypów. W planach jeszcze zakup nasion metasekwoji chińskiej
A metasekwoja też mi chodzi po głowie ale to w ilości 1-2 sztuki więc kiedyś raczej skuszę się na gotową ładną roślinkę niż zabawę z nasionami - gdzieś muszę mieć tą granicę bo wszystkiego rozmnażać nie mogę
- MarSz
- Użytkownik
- Posty: 3892
- Rejestracja: 19 listopada 2012, 09:38
- Płeć: On
- Lokalizacja: Lubliniec/Częstochowa
Re: Thuje
Dawno w tym temacie nie pisałem - a niestety rośliny rosną i już się nie mieszczą w miejscu ich posadzenia.
Ciasnota zmusiła mnie do podjęcia jakichś działań już w ubiegłym roku. Miałem dwie możliwości - albo przenosić je w jakieś miejsca tymczasowe albo od razu do miejsca docelowego (mimo iż jeszcze nie było ono gotowe).
Wybrałem drugą opcję - jesienią (koniec września) zabrałem się za przesadzanie szmaragdów. Obsadziłem nimi cały front i jak na razie wygląda na to, że przezimowały mimo niekorzystnych warunków (wietrzne miejsce - ryzyko wysuszenia) - trochę pocierpiały po przesadzeniu ale mokra i łagodna zima zadziałała na moją korzyść - jednak tak na prawdę dopiero po tym roku będę widział czy coś odpadnie (ale mam jeszcze spory zapas - jakieś 100-150 sztuk szmaragdów na uzupełnianie luk po tych, które nie przetrwają - choć wolałbym tego uniknąć).
Jak widać nie trzeba specjalistycznej szkółki - wystarczy nieduży kawałek ogródka, trochę zacięcia i determinacji i można sobie wyhodować całkiem spory materiał szkółkarski - praktycznie za darmo (pomijając pracę rąk własnych i czas).
Nie zdążyłem już na jesień z tujami aurescens (dwie pozostałe ściany ogrodzenia) i za nie zabieram się teraz.
Jak widać - porosły z nich duże krzaki (największe mają ponad 1,5m wysokości). Na szczęście sadząc pierwsze (czyli te, które teraz są największe) sadziłem je do gruntu w dużych donicach. One znacznie ograniczyły rozrost bryły korzeniowej (choć zawsze jakieś tam wyszły otworami od spodu ale to małe ilości). Dzięki temu korzenie nie poszły na boki i nie poprzerastały się mocno z sąsiednimi krzaczkami - wtedy miałbym teraz duży problem bo wyciecie jednego drzewka wiązałoby się z odcięciem sporej ilości korzeni drzewek sąsiednich. A tak to mogłem wyjmować razem z donicami (które na miejscu przecinałem). Liczę, że dzięki temu nie będzie problemów z przyjęciem na nowym miejscu.
Tak oto wyglądają obecnie aurescensy (albo to jest aureospicata - już sam nie wiem - Mario mi ostatnio identyfikował ale już nie wiem który to gatunek) - jak widać - jest gęsto: A tak oto je transportowałem (wozidło sam zmajstrowałem poprzedniej zimy i jak na razie już spore ciężary przewiozło ):
A tutaj pierwsze 25 sztuk na miejscu (sadzone co 125cm - szmaragdy sadziłem co 75cm): I nieco szersza perspektywa - jak widać (a jeszcze więcej jest poza tym czego nie widać) - te 25 sztuk to dopiero marny początek:
Plan na najbliższe tygodnie - obsadzić brakujące 350m
Zobaczymy jak to będzie wyglądało za kilka lat.
Jak widać na załączonych obrazkach - warto próbować własnych sił w nowych dziedzinach - bo nie jest to takie trudne a można sporo zaoszczędzić (owszem - jakbym miał to wszystko kupić to nawet przez myśl by mi nie przeszło by "szaleć" z taką ilością drzewek - ale skoro są za darmo to czemu nie). Jedyne co jest tutaj problemem to czas - takie rzeczy trzeba planować kilka lat wcześniej.
Ciasnota zmusiła mnie do podjęcia jakichś działań już w ubiegłym roku. Miałem dwie możliwości - albo przenosić je w jakieś miejsca tymczasowe albo od razu do miejsca docelowego (mimo iż jeszcze nie było ono gotowe).
Wybrałem drugą opcję - jesienią (koniec września) zabrałem się za przesadzanie szmaragdów. Obsadziłem nimi cały front i jak na razie wygląda na to, że przezimowały mimo niekorzystnych warunków (wietrzne miejsce - ryzyko wysuszenia) - trochę pocierpiały po przesadzeniu ale mokra i łagodna zima zadziałała na moją korzyść - jednak tak na prawdę dopiero po tym roku będę widział czy coś odpadnie (ale mam jeszcze spory zapas - jakieś 100-150 sztuk szmaragdów na uzupełnianie luk po tych, które nie przetrwają - choć wolałbym tego uniknąć).
Jak widać nie trzeba specjalistycznej szkółki - wystarczy nieduży kawałek ogródka, trochę zacięcia i determinacji i można sobie wyhodować całkiem spory materiał szkółkarski - praktycznie za darmo (pomijając pracę rąk własnych i czas).
Nie zdążyłem już na jesień z tujami aurescens (dwie pozostałe ściany ogrodzenia) i za nie zabieram się teraz.
Jak widać - porosły z nich duże krzaki (największe mają ponad 1,5m wysokości). Na szczęście sadząc pierwsze (czyli te, które teraz są największe) sadziłem je do gruntu w dużych donicach. One znacznie ograniczyły rozrost bryły korzeniowej (choć zawsze jakieś tam wyszły otworami od spodu ale to małe ilości). Dzięki temu korzenie nie poszły na boki i nie poprzerastały się mocno z sąsiednimi krzaczkami - wtedy miałbym teraz duży problem bo wyciecie jednego drzewka wiązałoby się z odcięciem sporej ilości korzeni drzewek sąsiednich. A tak to mogłem wyjmować razem z donicami (które na miejscu przecinałem). Liczę, że dzięki temu nie będzie problemów z przyjęciem na nowym miejscu.
Tak oto wyglądają obecnie aurescensy (albo to jest aureospicata - już sam nie wiem - Mario mi ostatnio identyfikował ale już nie wiem który to gatunek) - jak widać - jest gęsto: A tak oto je transportowałem (wozidło sam zmajstrowałem poprzedniej zimy i jak na razie już spore ciężary przewiozło ):
A tutaj pierwsze 25 sztuk na miejscu (sadzone co 125cm - szmaragdy sadziłem co 75cm): I nieco szersza perspektywa - jak widać (a jeszcze więcej jest poza tym czego nie widać) - te 25 sztuk to dopiero marny początek:
Plan na najbliższe tygodnie - obsadzić brakujące 350m
Zobaczymy jak to będzie wyglądało za kilka lat.
Jak widać na załączonych obrazkach - warto próbować własnych sił w nowych dziedzinach - bo nie jest to takie trudne a można sporo zaoszczędzić (owszem - jakbym miał to wszystko kupić to nawet przez myśl by mi nie przeszło by "szaleć" z taką ilością drzewek - ale skoro są za darmo to czemu nie). Jedyne co jest tutaj problemem to czas - takie rzeczy trzeba planować kilka lat wcześniej.
Re: Thuje
Całkiem fajna inicjatywa
Powiedz nam od czego zaczynałeś?
Kupiłeś drzewko i je ogołociłeś z gałązek czy jak?
Powiedz nam od czego zaczynałeś?
Kupiłeś drzewko i je ogołociłeś z gałązek czy jak?
- MarSz
- Użytkownik
- Posty: 3892
- Rejestracja: 19 listopada 2012, 09:38
- Płeć: On
- Lokalizacja: Lubliniec/Częstochowa
Re: Thuje
No mniej więcej tak to wyglądało.
Zaczęło się od dwóch drzewek - ale ich nie ogołociłem do zera - po prostu obcinałem kilka gałązek i robiłem na rok 100-200 sadzonek.
Przez pierwsze lata miałem mały uzysk (10-20%) - z czego w kolejnych też część odpadała.
Tak więc te piersze kilkanaście (kilkadziesiąt) sztuk to już teraz wielkie drzewa (ponad 2m) ale nie mam ich u siebie.
Potem z roku na rok nabierałem coraz więcej wprawy - robiłem powiedzmy 1000 sadzonek z czego ukorzeniało się z 500, pierwszą zimę wytrzymywało z tego z 300 - do rozmiaru dobrego do sadzenia.
Teraz już wypracowaną metodę (sporo odbiega ona od tego co poleca się ogólnie jesli chodzi o ukorzenianie żywotników - no ale tak to bywa - powszechna opinia sobie a wypracowane praktyki sobie).
Teraz myślę, że byłbym w stanie z 1000 sztuk spokojnie ukorzenić 900 lub więcej i do sadzenia przetrzymać nazdrowsze okazy w najlepszej kondycji - ok 800 sztuk. 80% skuteczności to już niezły wynik (taki miałem w ubiegłym roku).
Ale doszedłem do wniosku, że po co mi to - lasu nie zasadzę, na sprzedaż się nie opłaca. Mam hektar do wykorzystania ale bez przesady.
Teraz więc zajmę się raczej jakimiś pojedynczymi ale za to ciekawszymi okazami by sobie podnieść poprzeczkę. Na razie zacznę od takich, prostszych, których będę potrzebował ze 20-300 sztuk (tak jak mam teraz tych okrągłych).
Może jakieś odmiany barwne (złoty szmaragd), lub jakieś inne rheingold).
Ostatnio próbowałem z beberysami, tawułami i trzmielinami. Z trzemilinami już mam proces rozpracowany (są banalnie proste) ale z berberysów (najbardziej mi zależy na odmianie kolumnowej czerwonej lub zielonej czyli erecta) udało mi się dopiero kilka sztuk.
Może jakby to było opłacalne i mniejsza konkurencja to można by pomyśleć o jakiejś szkółce - ale w mojej okolicy co kawałek to jakaś szkółka więc nie ma sensu.
Zaczęło się od dwóch drzewek - ale ich nie ogołociłem do zera - po prostu obcinałem kilka gałązek i robiłem na rok 100-200 sadzonek.
Przez pierwsze lata miałem mały uzysk (10-20%) - z czego w kolejnych też część odpadała.
Tak więc te piersze kilkanaście (kilkadziesiąt) sztuk to już teraz wielkie drzewa (ponad 2m) ale nie mam ich u siebie.
Potem z roku na rok nabierałem coraz więcej wprawy - robiłem powiedzmy 1000 sadzonek z czego ukorzeniało się z 500, pierwszą zimę wytrzymywało z tego z 300 - do rozmiaru dobrego do sadzenia.
Teraz już wypracowaną metodę (sporo odbiega ona od tego co poleca się ogólnie jesli chodzi o ukorzenianie żywotników - no ale tak to bywa - powszechna opinia sobie a wypracowane praktyki sobie).
Teraz myślę, że byłbym w stanie z 1000 sztuk spokojnie ukorzenić 900 lub więcej i do sadzenia przetrzymać nazdrowsze okazy w najlepszej kondycji - ok 800 sztuk. 80% skuteczności to już niezły wynik (taki miałem w ubiegłym roku).
Ale doszedłem do wniosku, że po co mi to - lasu nie zasadzę, na sprzedaż się nie opłaca. Mam hektar do wykorzystania ale bez przesady.
Teraz więc zajmę się raczej jakimiś pojedynczymi ale za to ciekawszymi okazami by sobie podnieść poprzeczkę. Na razie zacznę od takich, prostszych, których będę potrzebował ze 20-300 sztuk (tak jak mam teraz tych okrągłych).
Może jakieś odmiany barwne (złoty szmaragd), lub jakieś inne rheingold).
Ostatnio próbowałem z beberysami, tawułami i trzmielinami. Z trzemilinami już mam proces rozpracowany (są banalnie proste) ale z berberysów (najbardziej mi zależy na odmianie kolumnowej czerwonej lub zielonej czyli erecta) udało mi się dopiero kilka sztuk.
Może jakby to było opłacalne i mniejsza konkurencja to można by pomyśleć o jakiejś szkółce - ale w mojej okolicy co kawałek to jakaś szkółka więc nie ma sensu.